Od soboty nie możemy już odsłaniać ust i nosa w miejscu pracy, nawet jeśli pracujemy w zamkniętym zespole. Nowe rozporządzenie ma powstrzymać stale rosnącą liczbę zakażeń w miejscu pracy.
W cieniu odmrażanego handlu i spadającej dziennej liczby zakażeń weszło w życie nowe rozporządzenie rządu. Od minionej soboty nie możemy już zdejmować maseczki w miejscu pracy. Dotąd nakaz zasłaniania ust i nosa w trakcie pracy dotyczył jedynie osób przyjmujących klientów czy pracujących w terenie. Dziś wystarczy, że pracujemy w pomieszczeniu z jedną inną osobą, a nie możemy już zdjąć maseczki.
Od tej reguły są co prawda wyjątki, ale stosunkowo nieliczne i dla większości Polaków będą marnym pocieszeniem. Zwolnieni z obowiązku zasłaniania dróg oddechowych są kierowcy pojazdów, piloci i kapitanowie statków (pod warunkiem oddzielenia od pasażerów w przypadku ich przewożenia), sędziowie sportowi, trenerzy, księża podczas mszy oraz część żołnierzy i agentów specjalnych.
Wszyscy pozostali muszą zagryźć zęby i zasłaniać twarz przez cały czas pracy. Nowy nakaz rządu to odpowiedź na rosnącą liczbę ognisk zakażeń w miejscach pracy. Co do zasady rozporządzenie nie jest pozbawione sensu, bowiem długie przebywanie z bezobjawową osobą zakażoną może drastycznie zwiększać ryzyko zarażenia koronawirusem. Niestety, jak to bywało już z poprzednimi obostrzeniami, treść przepisu jest stanowczo zbyt ogólna. Nawet gdyby pracownicy siedzieli po 5 metrów od siebie, ale w tym samym pomieszczeniu, muszą zasłaniać usta i nos.
Przez to, jak zapisano przepisy, może dochodzić do absurdów. Teoretycznie pracownicy muszą bowiem mieć zasłonięte twarze podczas jedzenia (!) lunchu – czy to na stołówce, czy przy własnym biurku. Na komfort odsłoniętej twarzy liczyć mogą tylko ci z własnym biurem.
Promocje Biedronki idealne na Mikołajki!
