Takiego oblężeniac nie było od lat. Komunikaty w języku polskim, polskie rejestracje na parkingach i polski język w rozmowach. Tak wygląda jedno z przygranicznych miasteczek, a rozgłos w polskich mediach tylko mu pomógł.
Handel i usługi przygraniczne mają swoją specyfikę. Od lat nikogo nie dziwi, że Niemcy do Polski jeżdżą leczyć zęby czy ścinać włosy. Na zakupy to również Niemcy jeżdżą do nas częściej niż my do nich – wiadomo, jest taniej.
Jednak ostatnio Polacy nie mogą wszystkiego kupić u siebie, dlatego przygraniczny handel w Niemczech korzysta na obostrzeniach. Sklepy meblowe i galerie otworzą się ponownie dopiero w najbliższą sobotę, 28 listopada. Do tego czasu mieszkańcy zachodu Polski mogą pomyśleć o wypadzie do centrum handlowego w Niemczech.
Tu trzeba dodać, że Polska jest uznawana przez kraje ościenne za terytorium o wysokim ryzyku zakażenia koronawirusem, dlatego Niemczy czy Czesi wprowadzili obostrzenia. Do większości terytorium Niemiec dostęp mają tylko osoby z aktualnym negatywnym wynikiem testu. Wyjątek zrobiła Brandenburgia, gdzie w celach zakupowo-usługowych można przebywać do 24 godzin bez kwarantanny czy konieczności zlecania testu. Ta zasada ma obowiązywać co najmniej do 30 listopada.
Skorzystało z niej kilka miasteczek przy granicy, a o całej sprawie głośno zrobiło się, gdy centrum handlowe w Schwedt zaczęło zapraszać Polaków na zakupy. Po polsku, oczywiście. Ponieważ sprawę podchwyciły w ostatnich dniach czołowe polskie media, nawał klientów z Polski przerósł dotychczasowe szczyty handlowe.
Dla klientów z naszego kraju komunikaty dot. zasad bezpieczeństwa emitowane są po polsku, na parkingach roi się od polskich rejestracji, a klienci dojeżdżają nawet z dalszych miast, by zrobić zakupy w niemieckich centrach handlowych. Czy po ponownym otwarciu polskich galerii ten „boom” się utrzyma?
Ta niemiecka sieć nie musi zapraszać, już masz ją pod ręką!
